Podczas Świąt Wielkanocnych zazwyczaj studenci z Papieskiego Kolegium Nepomucenum wyjeżdżają do domów lub do włoskich parafii. Mimo to w Rzymie pozostaje grupa księży, sióstr i współpracowników.
W Niedzielę Wielkanocną, jak zwykle, odprawialiśmy Mszę Świętą w Nepomucenie, a tuż po niej udaliśmy się na plac św. Piotra na błogosławieństwo Urbi et Orbi. Przy pięknej, słonecznej pogodzie byliśmy wraz z dziesiątkami tysięcy innych pielgrzymów bardzo uradowani, gdy na balkonie bazyliki pojawił się Święty Ojciec Franciszek. Życzył nam błogosławionych Świąt Wielkanocnych, a następnie przekazał swojemu ceremoniarzowi arcybiskupowi Ravelliemu, aby odczytał jego przesłanie. Papież Franciszek z wysiłkiem na koniec udzielił w największej prostocie i najkrótszej formule apostolskiego błogosławieństwa, a lud wiwatował.
Na ekranach pojawił się bardzo niezwykły tekst: „Papież Franciszek za chwilę zstąpi na plac św. Piotra, aby pozdrowić wiernych.” Strumienie wierzących najwyraźniej ten napis przeoczyły i kierowały się w stronę wyjścia z placu. My jednak postanowiliśmy udać się w przeciwnym kierunku, bliżej do uliczek. Po około dwudziestu minutach nagle tłum zaczął oklaskiwać: na placu pojawił się papamobil i przemieszczał się po przygotowanych korytarzach, jak zawsze byliśmy przyzwyczajeni. Czasami się zatrzymywał, aby Święty Ojciec pobłogosławił dzieciom. Przejechał obok nas dwa razy. Nie mając o tym pojęcia, współcześnie z innymi nagrałem na telefonie ostatnią żywą pamięć o papieżu Franciszku.
W poniedziałek o dziesiątej godzinie otrzymaliśmy wiadomość, której po wcześniejszym doświadczeniu nie mogliśmy wręcz uwierzyć: papież zmarł. Pomodliliśmy się za Świętego Ojca i zastanawialiśmy się, co nas czeka w nadchodzących dniach.
Jednym z naszych nieznanych pytań było, czy nie odwołają zaplanowanej na następny dzień Mszy Świętej w bazylice św. Piotra, którą zamówiliśmy długo wcześniej. Nie otrzymaliśmy jednak żadnej wiadomości, więc następnego dnia udaliśmy się w kierunku Watykanu.
Na ulicach były już widoczne pierwsze policyjne blokady, mimo to pozwolono nam przejechać z kartą uprawniającą do wstępu do Watykanu. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak prorocze było wyruszyć w drogę tak wcześnie. Kiedy z samochodu kierowaliśmy się w stronę bazyliki św. Piotra, zauważyliśmy, że przy domu świętej Marty są przygotowane zapory. Odważyliśmy się podejść do grupy rozmawiającej przed domem. Zwróciliśmy się do słowackiego ceremoniarza papieskiego Lubomíra Welnitze, czy można już dziś pomodlić się przy ciele zmarłego papieża. Skinął ręką, a my mogliśmy iść od razu dalej.
Z bojaźnią weszliśmy do domu świętej Marty, do którego oczywiście nie mogły wchodzić zwykłe osoby, gdy mieszkał tam papież. Doszliśmy na koniec korytarza aż do kaplicy, z której podczas covid-u papież Franciszek codziennie transmitował Msze Święte, które były wielkim pocieszeniem dla ludzi na całym świecie. Teraz rano kaplica była jeszcze pół pusta. W ławkach siedzieli ludzie, klęczeli i modlili się. Cisza świadczyła o świętej czci obecnych wobec zmarłego.
Udało nam się podejść do ołtarza. Przed nim leżał w otwartej trumnie papież Franciszek. Podszedliśmy do niego i pokłoniliśmy się. Papież miał spokojne zamknięte oczy, był ubrany w czerwony szat liturgiczny, w złożonych rękach trzymał różaniec, na palcu miał pierścień, a na nogach czarne buty. Przy trumnie płonęła wielkanocna świeca i stała honorowa straż gwardii szwajcarskiej. Usiedliśmy w ławce i zanurzyliśmy się w modlitwie. Nikt nie przeszkadzał w robieniu zdjęć, nikt nas nie gonił, mogliśmy klęczeć tutaj, jak długo chcieliśmy.
Dopiero po dwudziestu minutach wstaliśmy, jeszcze raz pokłoniliśmy się ciału ukochanego papieża i zapamiętaliśmy ostatni widok jego twarzy. Wyszliśmy na zewnątrz i poszliśmy się przygotować do odprawienia Mszy Świętej. W podziemiach bazyliki św. Piotra, tam, gdzie pochowani są wszyscy poprzednicy Franciszka, w kaplicy Madonna della Bocciata, w której przez prawie pięćdziesiąt lat spoczywały szczątki naszego ojca kardynała Józefa Berana, odprawiliśmy Mszę Świętą, przyniesioną w wielkiej wdzięczności za papieża Franciszka.
P. Vojtěch Novotný